poniedziałek, 31 stycznia 2011

Nowa akcja : DZIEŃ BEZ MYŚLENIA : )))))



W odpowiedzi na apel internautów :  "Dzień bez katastrofy smoleńskiej" - proponuję inną akcję : " Dzień bez myślenia" ... obie te akcje, jeśli chodzi o wartości są do siebie podobne  : )

I tu i tu bowiem odpoczywamy od męczącej czynności jaką bezwzględnie jest używanie własnego mózgu.

Tak, tak, ... myślenie męczy !

Zmusza nasze szare komórki do wydajnej pracy ...a od tego jak mówią ostatnio specjaliści  -WŁOSY WYPADAJO ! ....a kto chce być łysy ? NIKT ...

I dlatego Pierwszy Amancio ( nie mylić z Leonciem) Rzeczypospolitej - czyli niejaki zwany z amerykańska - TOM  LIS ...zaprosił na rozmowę do swojego programu niejaką SZCZUKĘ ( nie mylić z suką - bo ona bardziej pies )...

I obydwoje zgodnie twierdzili ,że :  so zmęczone to katastrrrrrrrrofo ( ach to dźwięczne rrrrrrrrrr ! )

Ciekawe, że totalnie upierdliwa i niezwykle nudna walka o homo równość pani Szczuki nie nudzi ....bo mnie już zanudziła na śmierć ) ...i już mi się od tych pochodów z ciągle tymi samymi gadkami i różowymi  fallusami zemdliło....

Nie wiem  również po co redaktorek TOMMY  LIS  zaprosił do programu Pawła Kukiza, który bezskutecznie usiłował tłumaczyć trzymającej sztamę parze LIS-SZCZUKA , że katastrofa smoleńska to nie schabowy z kartoflami, od którego to naród polski powinien choć raz w roku odpocząć ....bo mu się beka i ma wiatry ....

Tak więc para mieszana dobrze skumana gadała o schabowym - Kukiz o katastrofie ...i  o tym , że najprostszym sposobem, aby nie mówić o katastrofie jest wyłączyć telewizor i nie słuchać dziennikarzy, którzy to z Lisem chytrusem na czele podgrzewają nieświeżą atmosferę wokół tragedii ...




I tak do końca audycji każdy gadał swoje ....a słuchacze mieli wzdęcia i wiatry ...


.....................................................................   : ))))


Jeśli chodzi o moją opinię drodzy odwiedzający szafę przyjaciele - to uważam, że każdemu według jego możliwości i wydolności .... i jeśli ktoś tak się zmęczył  tym Smoleńskiem, to niech, na Boga, odpocznie i nie dobija swoich szarych komórek ...BO MOGĄ SIĘ JESZCZE KIEDYŚ PRZYDAĆ !

Niech sobie ten zmęczony bidulek posłucha czegoś na odpowiednim poziomie, czegoś co nie drażni umysłu i nie nadweręża płata skroniowego ....o, taką na przykład Jolę Rutowicz !
Ona z całą pewnością też jest zmęczona ....bo :

MY TU W POLSCE ZDECYDOWANIE ZA DUŻO MYŚLIMY ....PRAWDA ?


Kotylionami Panowie ! .... kotylionami !

Powiększ
Powiększ Powiększ

Moralność ma się jedną ... i życie ma się jedno ...

Życie to ciągłe dokonywanie wyborów .
Można ustawiać się jak chorągiewka na wietrze i ciągle zmieniać kierunek - można też trwać jak skała niezłomnie przyjmować na klatę wszystkie burze...


Każdy ma wybór - i każdy powinien ponosić konsekwencję tego wyboru, czy wielu wyborów.
I nic tu proszę państwa nie da się wytrzeć gumką. A jednak - władzia sie zmieni i chlebowy krzyż się dostanie.

Panie Prezydencie. Wielki Mistrzu Orderu Odrodzenia Polski. To na Panu i tylko na Panu ciąży obowiązek straży Honoru Orderu Odrodzenia Polski. (...) Z goryczą stwierdzamy, że nie dopełnił Pan jako Prezydent i Wielki Mistrz Orderu obowiązku strzeżenia Jego Honoru. Nic nie może Pana usprawiedliwić" - napisano w udostępnionym Polskiej Agencji Prasowej liście do prezydenta.

List był protestem zwiazanym z przyznaniem orderu niejakiemu- Zbigniewowi Pannertowi, który w okresie stanu wojennego był prokuratorem usłużnym wobec władz komunistycznych" - napisali tymczasem, w skierowanym do prezydenta liście dawni opozycjoniści, skupieni w organizacji Klub Więzionych, Internowanych, Represjonowanych (WIR) w Białymstoku.


 Za czasów prezydenta Kaczyńskiego żadne kanalie o nieczystej historii nie dostałyby odznaczenia państwowego. Teraz rosną jak grzyby po deszczu nowi zasłużeni dla kultury, dla państwa, dla narodu.
Nie ważne, czy kto pisał bałwochwalcze wiersze na cześć dziadzi Stalina , czy
 wsadzał za kratki działaczy opozycyjnych ...teraz dostaje krzyż , który Bronisław Kotylion Wpadka Komorowski rozdaje najwyższe odznaczenia państwowe na lewo i prawo  ...

Szanowny  Panie Prezydencie - Jak powiedziała pewna sierotka na katowickiej : "trzeba patrzyć komu się daje"...( a jak się nie wie, to się nie pyta żony, tylko historyków z IPN-u ...albo zmienia się pracowników kancelarii, za to że wpuścili pana na minę ...

Oj, daleko tak nie zajedziemy !...kotyliony Panu przyznawać nie ordery !


A to komentarz pewnego internauty - sądząc po atmosferce zapewne elektoracik Platformerski , cytuję w oryginale :

 wreście mamy normalnego Prezydenta

2011-01-31 15:41


I odpowiedź innego internauty - również cytuję : 

ostre słowa????? Jaki Prezydent tacy odznaczeni (takiego sobie wybraliście to tak macie!!!!

2011-01-31 14:55

  

Prezydent "Zrób to sam" Komorowski: Zrób sobie kotylion!


Nowa świecka tradycja?

niedziela, 30 stycznia 2011








Dobry ( bardzo późny ) wieczór ...

Wyspałam się przy filmie, jednym, później drugim - tak że teraz czuję się całkiem świeżo i mogę do Was napisać. Dzień mi się przestawił z nocą, bo mój najmłodszy synek Dżihad ( Chyba zmienimy mu imię na Dżigit - też wojowniczo, ale nie terorystycznie ) budzi się tak jak niemowlę - kilka razy w nocy i piszczy ...

Ale żeby tylko piszczał .... leje i nie tylko - tam gdzie stanie - tak, że kiedy otwieram drzwi od pokoju, w którym jest zamknięty to nie wiem gdzie stanąć, bo same kałuże. On za to wie i ciesząc się, że widzi mamusię - bez stresu, kilkakrotnie włazi we wszystko co zrobił roznosząc to "wszystko" pod nasze sypialnie ...

MASAKRA ! ..... Nie wytrzymam ....do budy ! wrzeszczę wściekła ... i zaraz robi mi się żal tego słodkiego maleństwa zwanego w przypływie wściekłości również " Forfiter" - bo gryzie wszystko co pod słodkim pyszczkiem przez 24- godziny na dobę...

Kot patrzy na intruza z dystansem i omija psiaka wielkim kołem, jednak w jego oczach oprócz pogardy można wyczytać jeszcze groźbę : " Podejdź szczeniaku bliżej , to tak ci ten pyszczek biały pokanceruję że pożałujesz !

- Zagrożenie ze strony kota jest realne i wiem, że do konfrontacji dojdzie prędzej czy później - bo kot ma zadawnione porachunki z ojcem szczeniaka, czyli Floretem, który pogryzł go dwa miesiące temu ...
Wendetta wisi w powietrzu ... Mam jednak nadzieję, że cały mój zwierzyniec nie ucierpi bardzo od ran szarpanych i drapanych ...i nie będę musiała wozić delikwentów do zaprzyjaźnionego ( choć nie taniego) weterynarza.

Na razie wypatruję wiosny, żeby wyprowadzić małego do wspólnej z Floterem budy, ocieplonej, wielkiej jak domek campingowy i wyłożonej starym gąbkowym materacem.

Od dwóch dni wyprowadzamy małego na spacer. 

Pierwszego dnia o mało się nie utopił  w oczku przysypanym śniegiem, a oczko głębokie bo ma aż 160 cm. Psiunię złapałam jak zapadały mu się przednie łapy. 

Dziś już wypuszczam go na stronę Floreta odgrodzoną od ogrodowej drewnianym płotem . Jednak Dżihad swobodnie przechodzi pomiędzy deskami, tak że to właściwie żadne zabezpieczenie. 

Ale jeszcze tylko przez miesiąc, dwa, bo mały rośnie...rośnie ...rośnie jak na drożdżach i niedługo między sztachety się nie zmieści....

Niestety " drożdże " drogie jak cholera - bo za 4 kg płacimy prawie dwieście złotych. 

Poradzili nam zamawiać przez internet  - jest taniej ( jutro przywiozą za tę samą sumę 15 kg - to jest różnica )

Jeśli mały ma wyrosnąć na wielkiego psa - nie możemy na jedzeniu oszczędzać i musi dostawać najlepszą karmę , która wzmocni mu kości i stawy - bo duże psy muszą przecież dźwigać wielki ciężar.

Nie wiem jak sobie poradzę z takimi dwoma potworami na podwórku, szczególnie jeśli mały będzie miał tak jak jego ojciec psie ADHD i nie usiedzi spokojnie ani przez chwilę ....

.................................................................... ?


Kochani ! Życzę Wam miłego dnia, bo pewnie będziecie czytać ten wpis rano. Mnie dzień nie zacznie się bardzo miło, bo mam wizytę u stomatologa ...a kto lubi takie rozkosze od rana ? ... no, chyba tylko masochista .....

Beethoven - Part 2

szafababel: Dancing Doll-RZ

szafababel: Dancing Doll-RZ
teatr marionetek

sobota, 29 stycznia 2011

Dancing Doll-RZ

WARTO PRZECZYTAĆ ...warto pomyśleć ( 4)

Dziś na sobotnie popołudnie wypowiedź osoby równie ośmieszonej przez media jak Jarosław i Lech Kaczyńscy ... ( że o  TVN nie wspomnę

A jednak może warto czasem mieć własne zdanie o tym co Pani Fotyga myśli i mówi i zastanowić się, czy aby w obecnej sytuacji politycznej można sobie pozwolić na radosne "far niente" które proponuje nam papierowy rządzik z kotylionem w klapie i miłosnymi zaklęciami ( żeby usprawiedliwić swoją indolencję ) na ustach .

 Nie możemy przecież zapominać, że Rosja zawsze była, jest i będzie państwem o zadęciu mocarstwowym i NIGDY nie zrezygnuje z Preiekrasnoj Polszy - jako w najlepszym razie jednej z republik. 

Rosja ZAWSZE będzie śnić sny o potędze . Amerykanie ZAWSZE będą się z nią liczyć bardziej niż z nami..... 

Niemcy, których pierwsza wojna niczego nie nauczyła ZAWSZE będą się uważać za wypędzonych z ziem zachodnich ....

A pakty ? ...a pakty, to kawałek papieru - jak sami dobrze wiecie ...

Anglicy, Francuzi i inni nie będą umierać za Polskę ( bez względu co kto wcześniej obiecywał )

A my ? ....My nie oddamy guzika od koszuli i bronic się będziemy trzydziestoma samolotami i kilkudziesięcioma starymi czołgami ....

... O ! przepraszam, zapomniałam o szabelce !


>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>


Fotyga o "szczycie hipokryzji" i "leżeniu plackiem przed Rosją"

2011-01-29, ostatnia aktualizacja 2011-01-29 08:41

Na czym polega szczyt hipokryzji? - pyta na łamach "Naszego Dziennika" była szefowa MSZ Anna Fotyga. I odpowiada: leżeć plackiem przed Rosją i jeszcze popiskiwać, że to z winy PiS.

Anna Fotyga

Anna Fotyga

Według niej w burzy medialnej po ogłoszeniu raportu MAK uwadze większości Polaków umknęły trzy fakty: prezydent Dmitrij Miedwiediew zagroził NATO rozmieszczeniem uderzeniowej grupy nuklearnych wojsk rakietowych; prezydent Nicolas Sarkozy podpisał z Rosją układ o sprzedaży ofensywnych okrętów desantowych Mistral; Rosja ratyfikowała układ START II.

Zdaniem Fotygi te trzy wydarzenia stanowią powód do natychmiastowego alertu dla Polski. Groźba Miedwiediewa ma "wymusić uzgodnienie promowanej przez Rosję nowej architektury bezpieczeństwa, w tym przypadku europejskiej tarczy antyrakietowej. Jedna z koncepcji, mająca zwolenników w NATO i Rosji, mówi o strefach odpowiedzialności za ochronę, z Rosją odpowiadającą za jedną ze stref, znacznie większą niż jej terytorium".

Fotyga zarzuca polskim władzom milczenie w tej kwestii, podobnie jak w sprawie Mistrali, określając takie postępowanie mianem "milczącej akceptacji". Podkreśla też, że układ START, bardzo korzystny dla Rosji, wsparli wszyscy.

- "Czy wiedzą Państwo na czym polega szczyt hipokryzji? Leżeć plackiem przed Rosją i jeszcze popiskiwać, że to z winy PiS. Popiskiwać ustami tak znanych "rusofobów" jak profesorowie Tomasz Nałęcz i Roman Kuźniar" - konkluduje autorka artykułu w "Naszym Dzienniku".




TEATRZYK MARIONETEK .... kto pociąga za sznurki ?



Stosunki polsko-rosyjskie

Amazing Flying Fishes


Witajcie sobotnio !

Jak sobota, to oczywiście sprzątam ...ale zanim zabiorę się za sprzątanie - to postanowiłam napisać o czymś, co lubię najbardziej ...o lataniu ! 
Ale nie samolotem, ani paralotnią ...o lataniu na własnych skrzydłach ...

Ten wpis jest dla tych co jak ja mają w oczach i w sercu niebo, przestrzeń, powietrze. 
Ten wpis jest o marzeniach, które nawet jeśli mało prawdopodobne - to mogą się spełnić ...jeśli się bardzo chce i wierzy...

Niech ta bajka i ten wzrusząjcy film, będzie moim uśmiechem do Was w ten pochmurny, bury dzień styczniowy , który to ani zimowy, ani wiosenny ...ot, taki jakiś ...

( Bajka pochodzi z mojej książki : " Bajkowe Mosty" wydanej przez wydawnictwo "Jedność")


Bajka o latającej rybie

Żyła sobie kiedyś na dnie oceanu nieduża ryba, która nie wyróżniała się niczym szczególnym
z gromady innych mieszkanek podwodnego świata. Nie była ani wyjątkowo duża, ani niespotykanie mała, ani nadzwyczaj kolorowa, ani specjalnie drapieżna, ot zwykła ryba.
A jednak, bohaterka naszego opowiadania posiadała jedną cechę, która sprawiła, że postanowiłam Wam o niej opowiedzieć. Otóż nasza Ryba potrafiła marzyć...tak właśnie marzyć.

   Ta cecha, zupełnie nie spotykana u innych mieszkańców głębin, powodowała, że Rybę fascynował świat, który znajdował się wyżej, nad lustrem wody. Często podpływała wysoko,
pod samą taflę oceanu i jak przez okno, oddzielona wodną szybą przypatrywała się błękitowi nieba i płynącym po nim białym obłokom.

- Ale z ciebie wiercipięta ! – mówili z przekąsem rodzice.

- Jeszcze nikt z naszej rodziny nie wypływał tak wysoko ! – oburzali się dziadkowie.

- Szukasz guza siostro ! – przestrzegali Rybę żerujący przy samym dnie bracia.

- To, co robisz jest niebezpieczne ! – martwiły się rybie koleżanki z ławicy.

Ale  Ryba rozmarzona, z błyskiem w wesołych, okrągłych oczach mówiła im :

- Tam, nad taflą wody jest pięknie, naprawdę pięknie !     

- A cóż tam widzisz pięknego ? – pytała mama.

- Tam, jest pełno błękitu, jakiego nie znajdziesz w oceanie. Tam pływają białe pierzaste ryby, widziałam je wczoraj !

Rybia mama przeraziła się nie na żarty :

- To nie pierzaste ryby tylko P-T-A-K-I  !  - Ptaki to dla nas śmiertelne niebezpieczeństwo.
One na nas polują !

- Jak to polują ? – zdziwiła się Ryba.

- Zjadają takie ciekawskie panny, które wypływają na powierzchnię ! – odpowiedział zirytowany beztroską córki ojciec.


                                                              ***
                                             

Kilka następnych dni Ryba żerowała w ciemnej, zielonej głębi porośniętej wodorostami.
Przy dnie było zimno, ponuro i żaden nawet najmniejszy promyk słońca nie przebijał przez wodę. Ryba była smutna jak nigdy dotąd. Oczyma wyobraźni widziała cudowny, rozświetlony słońcem błękit i wielkie pierzaste rybo-ptaki pływające nad nim raz wyżej, raz niżej.

- Dłużej tu nie wytrzymam ! - pomyślała - podpłynę pod powierzchnię, choć na chwilkę, malutką chwilkę ! Spojrzę tylko jeden, jedyny raz w błękit i zaraz wrócę ! - zadecydowała i zaczęła płynąć ku górze.

        Kiedy Ryba zbliżyła się do tafli oceanu zauważyła, że na powierzchni wody unosi się deska z zatopionego kiedyś okrętu. Drewno kołysało się lekko na fali, ale nie całkiem swobodnie,
ktoś, bowiem na nim stał. Żółta łapa, z błoną pomiędzy palcami, którą wdziała z wody Ryba, należała do strasznego potwora. Ptak stał na desce, na jednej nodze i zakrzywionym, pomarańczowym dziobem czyścił pióra.

- Teraz mnie zje ! – przeraziła się Ryba i już miała czmychnąć w głębinę, gdy usłyszała głos:

- Nie bój się mała !

Ryba zastygła bez ruchu. To niewątpliwie do niej mówił straszny potwór.

- O ! – zdołała wydusić z siebie Ryba.

- A myślałem, że ryby głosu nie mają ! – mruknął Ptak, dalej spokojnie czyszcząc pióra.

- Niektóre mają – odpowiedziała Ryba ... kiedy chcą ! – dodała cichutko.

- No popatrz, popatrz – ciągle dowiadujemy się czegoś nowego o świecie !
.
- Czy...czy pan, czy...ty mnie teraz zjesz ? – zapytała, sama zdziwiona swoją odwagą.

- Takich nie jadam ! – mruknął Ptak i zajął się drugim skrzydłem

- Czy aby na pewno ? – pisnęła nie całkiem przekonana .

- No, chyba wiem, co jem ! – mruknął zniecierpliwiony i dodał – jesteś niesmaczna !

- Acha ? – Ryba ze zdziwienia otworzyła pyszczek.

- Czyli mnie nie zjesz ?

- Nie mam zamiaru, lecę ! – odpowiedział Ptak

- Co to znaczy lecieć ? – nie dawała mu spokoju Ryba.- ja umiem tylko pływać !

- Lecieć ... zamyślił się Ptak ....to dużo lepiej niż pływać . – Lecieć , to pływać w powietrzu,
to unosić się na skrzydłach wysoko aż do słońca. To patrzyć na wszystko z góry

- To musi być wspaniałe. Ja dotychczas patrzyłam na wszystko tylko z dołu ! – powiedziała
ze smutkiem Ryba.

- Lecę ... wpadnę kiedyś to pogadamy ! – powiedział ptak. Potem rozłożył skrzydła i wzniósł
się aż pod same obłoki.

A ona, patrzyła na niego jak urzeczona, łapiąc powietrze w szeroko otwarty z zachwytu pyszczek.

- To fantastyczne, że jest jeszcze inny świat, o którym nie wiedziałam . Świat, gdzie można patrzyć na wszystko z góry ? - zamyśliła się Ryba płynąc do domu.

                                                       
                                                                    ***


Od tego dnia Ryba zaczęła marzyć o lataniu. Kiedy opowiadała o swoich marzeniach rodzeństwu, oni tylko pukali się w głowę i mówili , że zwariowała.

-Trzeba mieć marzenia ! – odpowiadała im na to Ryba.

- Ale marzenia, które mogą się spełnić ! – studziła jej zapał mama.

- Jak świat światem, ryby nie latały i latać nie będą ! – kończył rozmowę ojciec.

Ryba słuchała, co mówią jej bliscy, ale czuła, że pomimo wszystko powinna spróbować.
Wierzyła, że i jej uda się wzbić w powietrze, jeśli tylko będzie dostatecznie mocno tego pragnęła. Postanowiła, że poprosi znajomego ptaka o pomoc. Każdego ranka wypływała na powierzchnię w nadziei, że spotka go przy dryfującej desce. W końcu, po kilku tygodniach przyleciał:

- O, znowu tu jesteś Mała ?

- Czekam tu na ciebie panie Ptaku, bo chciałam cię poprosić, żebyś nauczył mnie latać ! – powiedziała nieśmiało.

- Chyba zwariowałaś ! Latająca Ryba ? – tego jeszcze nikt nie widział.

- Mówisz jak moi bracia. Naprawdę nie wierzysz, że mogę nauczyć się latać ? – Łzy zakręciły się w okrągłych rybich oczach.

- No... właściwie ....jeśli się czegoś bardzo chce....Jestem lotnikiem i wiem coś na ten temat.
Jeśli naprawdę marzysz o lataniu, to .... Ptak zawiesił tajemniczo głos.

To co ? – zapytała niecierpliwie ryba ...To co ?

- To do latania potrzebna jest tylko przestrzeń ! – powiedział  Ptak

- Do latania potrzebna jest tylko przestrzeń ! – powtórzyła Ryba.

- Mamy przestrzeń, mamy marzenia .....no to jutro zaczynamy, Mała ! – krzyknął i stuknął Rybę dziobem tak, że aż deska zakołysała się pod nim.

                            
        
                                                              ***


Następnego dnia Ryba zjawiła się na miejscu spotkań już o świcie.
Ptak czekał już na nią, bo jako lotnik nie miał zwyczaju spać zbyt długo.

Lekcja pierwsza ! – powiedział do ryby. – Patrz na mnie !

Ryba z uwagą wpatrywała się w nauczyciela, a on rozłożywszy skrzydła do lotu i powiedział :

Lekcja pierwsza – rozkładasz skrzydła !

- Ale, ja nie mam skrzydeł tylko płetwy ! – przestraszyła się

- No to rozkładaj płetwy !

- I co ? – zapytała zawstydzona

- I lecisz !

Ryba rozłożyła płetwy najszerzej jak umiała:

- Nie lecę !

- Faktycznie ! -  zastanowił się ptak – Nie lecisz ! Dlaczego nie lecisz ?

- Nie wiem ! – Ryba rozpłakała się

- Może masz za krótkie płetwy ! – zauważył Ptak

- Może ! – chlipała dalej.

- Musisz ćwiczyć, żeby urosły ci większe ! – Ptak zniecierpliwił się.

- Koniec pierwszej lekcji ! Ćwicz w domu ! Przyjdź do mnie jak już ci urosną !

- Ale czy to się uda ?

- Jeśli będziesz naprawdę chciała i będziesz wystarczająco dużo ćwiczyć !

- A to będzie bolało ?

- Nie wiem, ... nie czułem jak mi rosły skrzydła. Ale płetwy ? Jedno, natomiast, wiem na pewno :

Realizować marzenia wcale nie jest tak łatwo, ale jeśli się naprawdę bardzo czegoś chce,
i  wystarczająco dużo ćwiczy , to zawsze się uda !  –  powiedział Ptak i odleciał.



                                                           ***


Od tej pory Ryba ćwiczyła płetwy, całymi godzinami walcząc z silnymi prądami
morskimi. Wieczorem, kiedy czerwone słońce chowało się za horyzontem i wszystkie stworzenia w oceanie zapadały w sen, Ryba wypływała na powierzchnię i próbowała wyskakiwać z wody, żeby, choć odrobinę wznieść się ponad złotymi falami oceanu.
To było bardzo trudne ćwiczenie, ale z czasem jej coraz silniejsze i dłuższe płetwy pozwalały na wykonanie małego skoku. Najpierw na centymetr- dwa, potem wyżej.

- Pięknie, pięknie, chyba pora poszybować ! – usłyszała kiedyś w trakcie ćwiczeń głos Ptaka.
 
Ryba zaskoczona obejrzała się. Jej nauczyciel siedział jak zwykle na desce i przyglądał się
jej wysiłkom z zadowoleniem.

- No, no, teraz masz całkiem niezłe płetwy, prawie jak skrzydła !

- Co z tego, jeśli nie mogę polecieć ! – powiedziała Ryba

- Możesz, tylko jeszcze o tym nie wiesz ! – roześmiał się Ptak

- Wszyscy znajomi śmieją się ze mnie, nie wierzą, że mi się uda ! – powiedziała rozżalona Ryba.

- Uwierzą, kiedy zobaczą, no ... zaczynamy!

Ryba wyskoczyła, przeleciała nad powierzchnią kilka centymetrów, po czy z głośnym pluskiem wpadła do wody.

- Widzisz, nie wychodzi mi ! – narzekała

- Spróbuj jeszcze raz ! – zachęcał Ptak

- Znowu klops ! – Ryba po raz kolejny boleśnie uderzyła srebrnym brzuszkiem o falę.

- Gdzieś popełniasz błąd ! – zastanawiał się Ptak

- Popełniam same błędy, nic nie umiem ! – rozpłakała się Ryba

- Błędy są naszymi przyjaciółmi. Pokazują nam, co jeszcze musimy poprawić !

 Nie uwierzysz, ile razy wpadłem do wody zanim nauczyłem się lądować na tej oto desce.
I właśnie ta stara, głupia deska okazała się dla mnie, lotnika, wyzwaniem.
Ciągle jeszcze nie osiągnąłem biegłości w lądowaniu, ale widzisz, próbuję i nie zniechęcam się byle czym !

- A co ja muszę poprawić ? – zapytała Ryba.

- Musisz popracować nad techniką. Chyba powinnaś mocniej wybijać się ogonem !

- Ale, ty się nie wybijasz ogonem ?! – zauważyła Ryba

- Nasze zdolności i możliwości nie są takie same ! Nigdy nie będziesz mną, ani ja tobą.
 Jak widać nie tobie wystarczy tylko ruszać skrzydłami, musisz uruchomić płetwę ogonową !

- Dobrze, spróbuję jeszcze raz z ogonem ! – powiedziała Ryba i z całej siły odbiła się
 od powierzchni wody silną, wytrenowaną, płetwą ogonową.

- Lecę ! ....lecę ! – wołała szczęśliwa rozkładając płetwy jak skrzydła.

- Widzisz ...latam ! – krzyczała. Widzicie wszyscy .....latam !... latam ! latam...!

Ryba unosiła się nad powierzchnią wody jak ptak. Czuła wiatr, który pomagał jej lecieć,
czuła morską bryzę, pianę fali, w której zanurzała ogon. Szczęście rozpierało jej srebrne drobne ciałko:

- Jestem szczęśliwa, spełniłam swoje marzenia, dokonałam czegoś niemożliwego !
 Jestem Ptako - Rybą ...jestem Rybo – Ptakiem.... teraz, czuję, że żyję !
Patrzcie wszyscy, którzy śmieliście się ze mnie. Śmiejcie się z siebie, bo nie macie marzeń !


                                                           ***
                                                                                                                       

   Tak zakończyła się opowieść o Rybie , która nie bała się marzyć. Jej przykład pokazał innym rybom, że jeśli chcą, też mogą latać. Ćwiczyły uparcie i teraz można je spotkać jak szeroko rozkładając płetwy wzbijają się ponad powierzchnię oceanu. Przy sprzyjającym wietrze i fali mogą przelatywać nawet do trzystu metrów. Żeby pochwalić się swoją sprawnością, nierzadko
towarzyszą statkom żeglującym po oceanie. Nie wierzycie mi ? Poproście rodziców, żeby sprawdzili w encyklopedii, albo innych mądrych książkach. Mądre książki to wiedzą !





-

piątek, 28 stycznia 2011

Bez tytułu ..i bez komentarza : )))

Tajna instrukcja Kaczyńskiego - czyli komsomolskaja prawda .....

 


Na dziś mam coś co Was zapewne rozbawi .... mnie rozbawiło ....do łez ....choć powinno rozczulić bo to przecież moje młode lata durne i chmurne.
Do komsomolskiej propagandy był czas przywyknąć - jednak już chyba odwykłam, choć ona wraca ...wraca...wraca ...razem z metodami prania mózgów, które komsomolcy mają opanowane do perfekcji...


 zresztą przeczytajcie sami :


PAP | aktualizowane 21 minut temu

Do katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem mogła doprowadzić tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą "głównego pasażera" - informuje w piątek "Komsomolskaja Prawda". Informacje o istnieniu tajnej instrukcji potwierdza w "Kontrwywiadzie" RMF FM Paweł Graś.

-
Taka instrukcja na pewno istnieje.Paweł Graś
Taka instrukcja na pewno istnieje. Jakie zapisy są w niej, trudno mi powiedzieć. Szczerze mówiąc nie wydaje mi się, aby były takie szczegółowe zapisy - powiedział rzecznik rządu.

- Wszystkie dokumenty, które wiążą się z organizacją lotu - zarówno te dotyczące organizacji zlecających, czyli Kancelarię Premiera, Kancelarię Prezydenta jak i te dokumenty, które znajdują się w 36. pułku, są elementem badania przez komisję pana ministra Millera - mówi Graś.


- Nigdy o tym nie słyszałem, ale to nie znaczy, że czegoś takiego mogło nie być. Ale z drugiej strony wydaje mi się nieprawdopodobne, żeby aby Kancelaria Prezydenta grzebała przy takich sprawach - przyznaje w RMF FM Witold Waszczykowski, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

"Komsomolskaja Prawda" wyjaśnia, że o istnieniu takiej tajnej instrukcji w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego dowiedziała się od jednego z polskich dziennikarzy. Nie podaje jednak jego nazwiska.

"W specjalnym pułku lotniczym, obsługującym VIP-ów, na krótko przed katastrofą pojawiła się służbowa, tajna instrukcja, zgodnie z którą samolot może odejść na lotnisko zapasowe tylko za zgodą głównego pasażera" - przekazuje moskiewska gazeta.

Według niej "jest zrozumiałe, skąd się wziął dokument - stało się to po tym, jak dowódca statku powietrznego odmówił wykonania rozkazu prezydenta Polski (Lecha Kaczyńskiego) posadzenia samolotu w Tbilisi w czasie wojny gruzińsko-południowoosetyjskiej".

"Komsomolskaja Prawda" zaznacza, że "przyjęcie takiego dokumentu zainicjowała kancelaria prezydenta Polski".

Ta wielkonakładowa gazeta sympatyzująca z premierem Władimirem Putinem czyni to, komentując zapowiedź, że polski raport na temat wypadku prezydenckiego tupolewa będzie ostrzejszy niż ten przedstawiony przez Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK).

Gazeta podkreśla, iż MAK w swoim raporcie powstrzymał się od zinterpretowania rozszyfrowanych słów dowódcy statku powietrznego (kapitana Arkadiusza Protasiuka) i dyrektora protokołu (Mariusza Kazany) jako bezpośredniego dowodu, że prezydent Kaczyński wydał bezpośredni rozkaz posadzenia samolotu.

"Czy MAK mógł sformułować taki wniosek?" - pyta "Komsomolskaja Prawda" i odpowiada: "Jednoznacznie - tak". Zdaniem gazety "takie frazy, jak 'nie ma jeszcze decyzji' czy 'wścieknie się, jeśli...' nie pozostawiają wątpliwości co do nastroju głównego pasażera i jego presji na załogę".

"Komsomolskaja Prawda" zastanawia się, "dlaczego MAK postanowił ograniczyć się do ostrożnych sformułowań, a przewodniczący jego Komisji Technicznej Aleksiej Morozow zignorował stosowne pytania na konferencji prasowej". "Niewykluczone, że MAK kierował się przesłanką zachowania pozycji niezależnego, bezstronnego badacza i był w tym zbyt gorliwy" - konstatuje.

"Dowodów bezpośredniego udziału głównego pasażera w sadzaniu samolotu jest wystarczająco" - podkreśla gazeta.

"Komsomolskaja Prawda" nie wyklucza, że "Polacy posiadają dodatkowe dane świadczące o aktywnej pozycji prezydenta w podejmowaniu decyzji o lądowaniu". "Przypomnijmy, że mimo wystąpień MAK strona polska nie przekazała mu stenogramu rozmowy telefonicznej dwóch braci podczas lotu do Smoleńska, a także treści SMS-ów pasażerów samolotu, które mogli wysłać, gdy maszyna była na małej wysokości" - pisze.

"A przecież tam mogą być bezpośrednie dowody 'sterowania samolotem' przez zmarłego prezydenta" - zaznacza "Komsomolskaja Prawda". 




Opinie: 762 beta

 

Prezydent wydał kapitanowi tajny rozkaz do zamienienia się w śmigłowiec !

No, nie !  Nie da się przeżyć choćby jednego dnia bez PORAŻAJĄCEJ GŁUPOTY LUDZKIEJ - czyli w skrócie PGL !


Przysięgam Wam, że chcę pisać tylko o sprawach wzniosłych, pięknych - o sztuce, poezji, muzyce ...koić swoje rozedrgane serce cudami świata - ale cóż jak bez przerwy pcha mi się przed oczy i pod pióro zupełnie co innego. Już płakać mi się chce od teorii  pseudo fachowców i odkrywców nowych prawd na temat katastrofy smoleńskiej...
Płakać ? - Nie,............. WYĆ !!!
Wyć nad uwiądem mózgów wymyślających te brednie ...opisujących ...i rozważających z powagą .....

LUDZIE ...PRZECIEŻ KRÓL JEST NAGI ! - i hasa sobie z gołym fiutem na naszych oczach ... a my zachwycamy się szatą ?!  ( To  "Nowe szaty cesarza" Andersena - jakby ktoś czuł się obrażony )

Dziś znowu BREDNIA - tym razem wymyślona przez ruską prasę. Tuska prasa z całą pewnością z pokorą przyjmie kolejne oszczerstwo przyjaciół ... i zamilknie pokornie. 

Zresztą przeczytajcie artykuł. Co głupsze miejsca zaznaczyłam innym kolorem. Wypowiedź Grasia sami zaznaczyli , więc już nie muszę  : )))))))

Wyjątkowo też zamieszczam komentarze internautów, bo mnie rozbawiły - włącznie z tym ostatnim jakiegoś angorskiego ( bo moherowi są pisowscy ) oszołoma. 

Tak, tak POmpony - też mają oszołomów - dla odmiany angorowych nie moherowych.

Prezydent wydał kapitanowi tajny rozkaz zamienienia się w śmigłowiec....
a prezydentowa Kaczyńska usiadła za sterami ....


Miłej lektury :


 

czwartek, 27 stycznia 2011

Sheep Without a Shepherd

Zniechęcanie przez mnożenie trudności ...








Łagodny jak łowiecka...potulny jak baranek ...jest ten nasz Bronisław Kotylion.

Kocha wszystkich , zupełnie tak, jak Donald Dobrotliwy. 

Oddaje bez walki, poddaje się wszystkim ... poddańczo kładzie na grzbiet ...pochyla byczy kark - zupełnie jak pierwsi  chrześcijanie  przed  lwami na arenach i to zanim jeszcze lew zaryczy ...

I mądry jaki jest ...i przewidujący jaki ...i dalekowzroczny ...

Dziś w przemówieniu wygłoszonym w Oświęcimiu – ani razu nie użył określenia  „ Niemcy”- taki subtelny !!!  

 W załączonym filmie ze spotkania z Moniką Olejnik w „kropce nad I” – nie mówi broń Boże o winie  Rosjan w katastrofie smoleńskiej , tylko twierdzi że stosowali oni , cyt: „ Zniechęcanie przez mnożenie trudności”

To się dopiero nazywa język dyplomacji. Z całą pewnością należy mu się za to Order Kotyliona, lub co najmniej Orła Białego, którym to orderem ostatnio dysponuje szczodrze !

A mądrość naszego Bronisława Kotyliona – równa jest prawie Lechowi - pierwszemu z mędrców w Radzie Mędrców.

Rad Radzio Radzie - a Kotylion się kładzie ....  Chyba się położę bo mi się język plącze : ))))

Filmik, który dla Was znalazłam i powyżej załączyłam natchnął mnie optymizmem i uspokoił...Mamy wyważony Rząd, który z całą pewnością niczym nie da się sprowokować - nawet umieszczeniem rakiet wycelowanych w nasz piękny kraj ....NICZYM !

COŚ NAM NA GŁOWY LECI , A MY MÓWIMY, ŻE DESZCZ PADA ...

A ja widocznie jestem wariatką i moherowa histeryczką, bo czuję się tak, jakby mój kraj w ogóle nie miał rządu ... jak byśmy byli zostawieni sami sobie , bez władz które bronią naszych interesów ...
Widocznie jesteśmy gorsi od innych nacji ...cholera, znów te kompleksy ! 
Ale czego można się spodziewać po starej post-socjalistycznej babie ?!


 Dobranoc !


Kolorowych i spokojnych snów Narodzie  ...  Rząd czuwa ! ( a o emeryturach, gospodarce, lekach refundowanych itd...to już nawet nie chce mi się pisać – w końcu sami słyszycie w wiadomościach )


Ps: Posłuchajcie w skupieniu argumentów Miłościwie Nam Panującego Bronisława !


                                                              Wasza zakompleksiona @




środa, 26 stycznia 2011








moje lato wypływa na powierzchnię stawu ...



moje lato wypływa na powierzchnię stawu
drobną zieloną rzęsą zmieszaną z chmurami

a zegar lilii wodnej z liścia cyferblatem
drży uparcie trącany ważek sekundami

moje lato na stawie jedwabiem pokrytym
wyszywa brzegi miękką sitowia tasiemką

nożyczki tataraku cienkim ostrzem liścia
tną świeży zapach mięty potrącanej ręką





Alla Prima ...


 Moje dwa obrazki  - do poprzedniego wpisu . jeden to " Ostróżki", a drugi " Makowe pole" - oba malowane w technice olejnej na płótnie.

Claude Monet

Alla Prima ...



Znów opanowała mnie nostalgia w ten zimowy wieczór. I znów chce mi się do ogrodu...na łąkę ...nad jezioro. Chcę zmrużyć od słońca oczy i obserwować jak tańczy na turkusowej wodzie.
Pod powiekami zadrży  światło jak w obrazach Moneta.
 Świat, cudownie pastelowy i pogodny ... i pomimo tego rozedrgania taki spokojny, piękny, cichy i harmonijny.  

A tu zimowa Warszawa a za oknem mokra breja i wszystko schlapane błotem, zimne, brudne ...smutno.

Nie mogę znaleźć sobie miejsca, siadam więc przed rozjarzonym ekranem komputera i oglądam film z obrazami Moneta. Od razu robi mi się na sercu  tak błogo, jakby ogromna złota pszczoła napoiła mnie słodkim nektarem pełnego lata w Giverny.  

Jakby nagle tuż obok zapachniało jezioro, tatarakiem, miętą - pełnym i trochę mdłym, pełnym zapachem nenufarów...
Lawendowe pole, czerwona od maków łąka, pszeniczno-złote stogi siana... i ogrody oszalałe od malw, ostróżek słoneczników, rumianków ...

Obłoki nad dachami  domów małych francuskich miasteczek położonych na wzgórzach, białe ściany, drogi wijące się jak wstążki przy sukniach dam w kapeluszach i rękawiczkach z twarzami osłoniętymi  woalką. 

Strzelają w niebo smukłe przydrożne topole, mierzą w niebo maszty łodzi na zatoce oświetlonej zachodzącym słońcem w niebo turkusowe, blado błękitne wyblakłe od upału, w niebo granatowe prawie czarne i w końcu w niebo różowo złote od światła wstającego dnia w porcie ...

Tak bym teraz chętnie chwyciła za pędzel i powędrowała drogą, która otwiera się na zagruntowanym płótnie ...drogą, która nigdy nie wiem gdzie mnie zaprowadzi ...



 Alla  prima


Uderzenie  pędzla na płótnie.

Rozsypują się żółcie kaczeńców, rozlewają fiolety bzów.
Na nierównej fakturze pól, zboża zieloną falą płyną za pędzlem.

Pod cieniem rzęsy stawy, ultramaryną wody mieszają obłoki
Pomiędzy garbami słowiczych zagajników, drżąca brzezina.

Na tle świeżej zieleni, niezliczone sady w równiutkich rzędach,
przycięte  palce gałęzi wkręcają w błękit.
Ciepło różowi pąki.

Obraz jaśnieje, otwiera kwiaty, wybucha bielą.
Wiatr zrywa płatki, ukośną kreską sypie, dotyka ziemi.

Daleko, poza blejtram, drogi uciekają grafitem asfaltu.

Mieszając na palecie barwy, słońce aż po horyzont,
kładzie laserunek światła.