piątek, 11 marca 2011

Sajonara !

Sajonara ! - czyli po japońsku dzień dobry ( choć dzisiejszy dzień należy z całą pewnością do najgorszych dni w życiu tego narodu ! ) Niewyobrażalna tragedia, setki zabitych ...gigantyczne fale zmiatające wszystko - samoloty na lotnisku, pociąg, setki domów ...

Przypomina mi się wiersz CYFRY - który zawsze pasuje do takich tragicznych okoliczności .... znów setki ludzi zginie - i zostaną tylko cyfry ... a jak można określić życie i śmierć ludzi cyframi - matematycznie obojętnymi  i milczącymi ... ( Wiersz Cyfry - w starej szafie )

Byłam wiele lat temu w Japonii. Japończycy wycharterowali od LOT-u samoloty - które woziły wycieczki turystów japońskich do Europy. Zwiedzanie zaczynali w Polsce a potem dalej na zachód.

Do Japonii lataliśmy przez Rosję i lądowaliśmy na lotnisku w mieście Narita - 60 km od Tokyo.

Nasz pobyt w kraju kwitnącej wiśni trwał 9 dni - całkiem długo, więc udało mi się co -nieco zwiedzić.

Zrobiłam sporo zdjęć - jak zeskanuję, to może Wam pokażę na bloogu.

Japonia zrobiła na mnie duże wrażenie. W małej miejscowości jaką jest Narita szczególnie przykuwały wzrok plątaniny drutów telefonicznych i elektrycznych. Na pytanie o celowość rozwieszania takich sieci przewodów odpowiedziano mi, że są dwa powody takiej decyzji. Pierwsza - to twarde skaliste podłoże w którym trudno wykuć tunele , a druga to trzęsienia ziemi - po których łatwiej naprawiać uszkodzone linie komunikacyjne jeśli są na wierzchu.

Przyzwyczajenie do zagrażających praktycznie stale trzęsień ziemi widac zresztą w Japonii na każdym kroku.
W tokijskim wieżowcu, w którym mieściło się biuro LOT-u na każdym półpiętrze schodów awaryjnych mieściła się oszklona szafka z kaskami, linami , toporkami i gaśnicami. Tłumaczono mi, że Japończycy od dziecka uczą się jak mają się zachować w przypadku trzęsień ziemi ...nawet w elementarzach dzieci, które jeszcze nie czytają  mają rysunki...

Myślę, że my Polacy nie doceniamy naszego położenia geograficznego - które powoduje, że praktycznie możemy spać spokojnie i żaden wulkan, trzęsienie ziemi, osuwiska błota i inne kataklizmy nam nie grożą ... no może z wyjątkiem ostatnio coraz bardziej niepokojących powodzi ,,, które, jak mówił  Kotylion Komorowski mają to do siebie, że woda przychodzi i odchodzi, więc nie ma się co martwić ...

....Nie do końca bym się z nim zgodziła - ale cóż, jemu pod pałac nie podejdzie, więc głowa go nie boli. 

Wracajmy jednak do Japoni tej w czarnych garniturach i białych kołnierzykach z najdroższej ulicy Tokyo - śpieszącej się, biegnącej do pracy przez najdroższą dzielnicę świata ... i tej Japonii małych miasteczek i ciasnych uliczek z tajemniczymi sklepikami pełnymi beczek z rybami i produktami całkowicie dla nas niejadalnymi .

Trzeba przyznać, że faktycznie jedzenie w Japonii jest  dla nas całkowicie niestrawne - począwszy od zielonej herbaty o smaku parzonego siana az do zawiniętych w wodorosty przysmaków których nie da się przełknąć
.
Całkowicie nie do przyjęcia były również japońskie ceny praktycznie wszystkiego - co powodowało, że nawet nie mogłam marzyć o kupieniu sobie jakiejkolwiek pamiątki z tej oryginalnej podróży  : )))


Przywiozłam więc sadzonki bambusa - który tam  rośnie wszędzie i  trochę wiedzy na temat przycinania i formowania drzewek , cztery filmy zdjęć i  nowe słowo " Aligatoo ! " - które to słowo w słowniku japońskim
znaczy " Do widzenia ! "

Ps:

Stara szafa znowu zamknięta - czasem mam wrażenie, że ktoś robi mi na złość wyłączając licznik po wpisie, który mu się nie podoba... Napisałam reklamację - może włączą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz