wtorek, 8 lutego 2011

....Pachnie wiosną ! ...




     Wiosny ! ....wiosny !....wiosny !

                                                   ... mam ochotę głośno wołać już od rana ....


Wyszłam do ogrodu - pachnie ziemią, wilgocią ... ale wiatr niesie też zapach trudny do określenia ( ach te zapachy !)  tak trudno je opisać i nazwać, ale tak jak istnieje zapach śniegu - tak istnieje również zapach wiosny ... wiec ... PACHNIE WIOSNĄ !

Mój kot Filemon też coś czuje, bo siedzi jak zahipnotyzowany - wpatrzony w ogród za szybą balkonową i mruczy .... grrrrrrrr....mrrrrrrr....grrrrrrrrrr.......

" Lenin w październiku a koty w marcu" - przypominam sobie zabawne powiedzonko z czasów komuny.
Moje kocisko niestety i w marcu nie teges - bo wykastrowany ....biedulek.....

Nie ja to zrobiłam, bo kocina przygarnięta już po usunięciu nabiału - ale trochę mi go szkoda - bo to teraz ani facet ani baba ...takie kocie niewiadomoco  : )))

Właśnie - wczoraj na wieczorze poetyckim promującym nowy tomik Dzidka Łączkowskiego spotkałam   Rysia C ... barwnego ptaka artystycznej warszawki ... ni to mężczyznę, ni kobietę .

Rysio, czy może lepiej mówić Rysia - jak zwykle wpadł spóźniony, zdyszany...

Narobił rabanu przeciskając się na jedyne wolne miejsce obok mnie i z ulgą klapnął obok zrzucając przy tym wszystko co leżało na krześle. Nic a nic nie przejmując się oburzonym wzrokiem " normalnych" bywalców  - zawołał  przekręcając moje nazwisko :

- Lelenay - skarbie ! moje ty kochanie ...jak się cieszę że cię widzę !

Ja też się ucieszyłam, bo atmosfera była bardzo poważna i "natchniona" - i juz troche mi się od tego " natchnienia "  nudziło a zaróżowiona, uśmiechnięta od ucha do ucha - umalowana i wybrokatowana twarz Rysi w klipsach i robionym na drutach bereciku bardzo mnie rozbawiła.

- Lelenay, Lelenay - zapomniałaś o Rysi ! brzydka ty, zapomniałaś - żalił się ściszając głos do szeptu kolorowy ptak... już Rysi nie zapraszasz ! nie ....

Chciałam się wytłumaczyć, że od ostatniej imprezy pod hasłem " w czerwieni" - na której był Rysio nic właściwie nie robiłam ....ale oburzony wzrok sąsiadów przywołał nas do porządku więc zamilkliśmy.

Patrzyłam na tego barwnego dziwaka, ogromnego zwalistego faceta w pełnym makijażu, obwieszonego biżuterią, z przypiętą  do swetra złocista różą . Patrzyłam jak mruga wytuszowanymi  na czarno rzęsami posypanymi brokatem. Patrzyłam jak wyciąga lusterko, szminkę  i nie przejmując się ludźmi wokoło poprawia usta szminką w kolorze brązowego złota ... i poczułam ogromną radość, że są jeszcze tacy kolorowi ludzie w naszym "normalnym" brutalnym i brzydkim świecie.

Daleko za stołem siedział Dzidek Łączkowski, którego nawiązująca często do starożytnej Grecji poezja zawsze jakoś dziwnie  mnie uspokaja i wycisza. Wiersze niezwykle wyważone, dojrzałe .... i szykujące się na odejście ...za Zbyszkiem Jerzyną, za Irenką Conti di Mauro ....za ....

Wiersze podsumowujące życie jak wyboistą drogę, słowa pogodzone ze starością ... piękne ....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz